Helena Klimek w trakcie spędzonych w młodości wakacji w Szczawnicy.

Opowieści starej daty

Powiat21.06.2015, 14:57

Oto tekst autorstwa Edyty Hajduk, który w tegorocznej edycji Konkursu Dziennikarskiego im. Agnieszki Wojtali zajął 3. miejsce.

Kapituła Finałowa przyznała tę nagrodę m.in. za słodko-gorzki smak życia, esencję emocji dziecka, które widzi nadciągający świat wojny, autentyczną historię i dobry zapis gwary.

- Bohaterka mojego tekstu, pani Helena Klimek jest prababcią mojej najlepszej przyjaciółki, którą znam od dziecka. Mieszka w Jankowicach. Największe wrażenie wywarł na mnie ten fragment jej opowieści, w którym mówiła o szopie obok szkoły, gdzie leżały ciała zamordowanych żołnierzy. To było coś, co łatwo było mi sobie wyobrazić, a jednocześnie trudno, bo to było bolesne. Nie chciałabym czegoś takiego widzieć - mówi Edyta Hajduk, uczennica LO im. B. Chrobrego w Pszczynie, autorka nagrodzonej III nagrodą pracy pt. „Opowieści starej daty”.

 

Opowieści starej daty

W tym roku obchodzimy 70. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Z tej okazji wielu ludzi dzieli się ze światem swoimi wojennymi doświadczeniami, skłaniając do refleksji i starając się o to, aby pamięć o tych tragicznych wydarzeniach nigdy nie zaginęła. Dowiadujemy się, co działo się w Polsce i na świecie. A jak to było tu, u nas? Pani Helena Klimek, mieszkanka Jankowic, podzieliła się ze mną wspomnieniami z jej dziecięcych lat.

Muszymy zacząć od 38 albo 39 roku...

Mamy nie było w doma. Jo z moją koleżanką Brońcią poszłymy się do szkoły zapisać, do pierwszej klasy. Był 1938 rok, miałach 7 lat. Jak jo piyknie pisała, nie do wiary. A najłatwij mi szeł niemiecki i francuski. Ale już tak przegadywali że mo być wojna, a dzieci mają bardzo dobre uszy. Podsłuchują dorosłych.

Do szkoły my z Brońcią szły, a u piekarza tak pachniało zawsze! A jo ni miała tych groszy, żeby se kupić bułka, nigdych tej bułki nie kosztowała. Na jedna bułka nie było nos stać, tacy my byli biydni. Jo roz poszczigła 20 złotych przedwojennych, za to by szło wtedy nakupić... A jo poszczigła wszyskie główki elegancko... Ino wiym, że jakieś postacie na tej dwudziestozłotówce były. Mama mie ani klapsa nie dała, tako była przerażono. Łapła te pijondze i poleciała do kierownika szkoły, żeby łojciec nie wiedzioł, on by nos pozbijoł za to. On był taki energiczny. Coch jo miała za pomysły... A tyn kierownik szkoły prawdopodobnie mamie doł 20 złoty, bo tak mama godała. A on to poszcziżone zawióz do banku, ino nie wiym, czy mu co za to dali.

No i... Rok szkolny się skończył, potym wakacje i zaś 1 września. My z Brońcią poszły do szkoły. Była pani, powiedziała nom tak: „lekcji dzisioj nie bydzie, ale my wom domy znać kiedy mocie przyjś”. A ona wiedziała, że jest wojna ale nom tego nie pedziała. No i poszły my z powrotem. Rozczarowane.

I potym front się zbliżoł od Rybnika, coroz bliżyj i bliżyj, a tam była tak długo ta wojna, opór tam Polocy zrobili, nie wiym, może z czi tygodnie walczyli, tam chyba wyczaskali wszystko.

Ale nasi ojcowie se uradzili. Mój ojciec se kamracił z Szustrem. Szuster mioł czi konie, ojcu doł jedna fura i jednego konia, a on dwoma koniami swoje dzieci na ta fura wzięli. A mieli ich dużo, chyba już pięć, a nos było troje. Rzeczy my nie brali za dużo, bo my byli bardzo biydni. Pojechalimy do lasu. A jedyn koń z tych czech był młody i poczuł konie obce. Rżał w tym lesie przeraźliwie. Wojsko tam było. Oni zasłyszeli, że konie tam są w lesie i myśleli, że też wojsko, a to my tam byli. Pedzieli nom, że momy iść przed las, bo tu bydzie wojna, bitwa.

Zaś ci ojcowie nos pobrali i my pojechali na Podlesi. Teraz jest tam restauracja, ale tam było wielkie gospodarstwo Wiatra. My tam przijechali na tych furach... A tam pełno ludzi. Wielki dom to był, ale było tak dużo matek z dziećmi małymi, że było kilkadziesiąt w tej jednej izbie. Tam było tak duszno... Jakoś my tam przesiedzieli przez noc, a nos było dużo, bo dużo też od Pszczyny uciekało przed tym frontem.

Rozdniło się... Poszłach na dwór. Poszukałach ta nasza fura, pod gojami stoła. Siadłach se na ta fura, a przede mną było pole, tak może pół hektara. Tam chyba było ze dwadzieścia czołgów i te czołgi cały czos jak mrówki jeździły, cały czos były w ruchu.

I naroz pacza, a jedyn żołnierz idzie ku mie. Nie bołach się go. Godoł do mie po niemiecku... Nie wiym co. Miałach taki fartuch zapinany z tyłu na guziki i on mi pokozoł, że mom tyn fartuch nadstawić. Wyciągnył z kieszeni cukierki, takie landrynki w opakowaniach przezroczystych. Nasuł mi dwie gorście. Tak to poszłach na wojna i spotkałach piyrszego Niymca...

Potym te czołgi odjechały... A to wojsko co nos spotkało w lesie, widocznie już zdesperowani, nie widzieli wyjścio... Jedyn przijechoł na tyn plac do tego Wiatra i krzyczoł „niech żyje Polska!”. Jo tego nie widziałach jak go zabili, nie widziałach jak go pochowali, ale pod śliwą był grób. Tam se boroczek leżoł.

A potym my sie wrócili zaś nazot, Szustry do Szustrów, my zaś do swoigo domu. My z tą Brońcią poszłymy pooglądać co się na tej wsi porobiło zanim nos nie było. Idymy ku Furczykowi, tam kaj się droga kręci do Studzienic, tam były te rowy takie, ranty. A tam leży baba, tako blondyna zaszczelono, włosy jaśniutkie, młodo, to była ze Pszczyny kobieta. A obok nij wózek, taki bioły. Jo zaroz żech poszła do tego wózka. W wózku nie było nic, wszystko powyciepywane, dziecka nie było, jo myślałach że to dzieciątko tam bydzie... Widok był straszny.

Ale o dziecka Niymcy dbali. W południe kożdy dostoł zupa. Była kucharka, w domu naprzeciw szkoły. Półlitrowy gorczek i kożdy dostoł zupy. A była bardzo smaczno, licho wiy co to było, ale jakieś tam warzywa były i zasmożka, i oliwą było pomarszczone. Ale smaczne. W zimie my dziynnie dostawali witamina, tako dużo, bardzo dobro. Kożdy sie ustawił i kożdy dostoł, żeby my nie chorowali. A chłopcy roz znodli w szafie te witaminy, w takim słoju brązowym. Całe je zjedli, a potem dostali cięgi. A co dwa tydnie do Witoszków przyijyżdżały pielyngniarki i nos badały.

Jak już Rusy były, w 44 i 45, to my się prziszli skryć do piwnicy. Porozkłodali my se słoma w rogu pod łokienkiem. Jo żech już była starszo, mądrzejszo. Lygła żech se pod som mur, bo żech se pedziała, że jak kulki bydom szczylać, to bydom tam, bez łokno. Byłach ino z mamą i rodzeństwem, bo ojciec u Rusów w niewoli był.

Wszyskie piwnice były pełne ludzi, przed Rusami sie chowali. Naroz przichodzi do nos taki wysoki żołnierz, buty mioł taki świycące, szabla tako długo... On szukoł niemieckich żołnierzy. Wszyndzie szukali, nic nie znodli. Nie było bezpieczniyjszej piwnicy we wsi jak u nos.

Była w tej piwnicy Szmajduszka, przyjaciółka serdeczno od mojij mamy. W doma krowy, owce i świnie ostawiła, ino dzieci łapła. Tak te krowy ryczały, głodne były, a Szmajduszka godo: „dziołchy, idźcie tam, dejcie co tym krowom”. My niy mogły iść, bo kulki tak świstały, że ino my wyszły, już gibko nazot. Z Pszczyny z torów szczylali.

Jak my wtedy do szkoły łazili, jak te Rusy Niymców wygoniały, to tam była tako szopa na wągiel. Z nij zrobili trupiarnia, co to wojsko martwe w nij zbierali. Tam znosili wszyskich. Jo się tam aż boła chodzić kole tej trupiarni, ale czego, niy? Ale tak smutno było...

Z nami chodziła tako dziołuszka, też ją zaszczelili, a włosy miała jasne, chneda takie do siedzynio długie. Nie wiym czy to była Piechowa, czy Brandysowa. Nigdy my o niyj nie wspominali. Jeszcze Kotyja pos krowy na Zarzinie. Bomba go rozerwała. Nie wiym czy majstrowoł przy nij, czy trefił na to... I zaś jedyn nie prziszeł do szkoły.

Wojna oczami dziecka to tylko chaos, strach i śmierć. Jednak są jeszcze osoby równie życzliwe, ciepłe i serdeczne jak pani Helena, która opowiedziała mi o swojej przeszłości mimo bólu, wywoływanego przez wspomnienia. Pielęgnowanie pamięci przodków jest hołdem, który powinniśmy im złożyć w podzięce za ich poświęcenie. Nie należy nigdy zapomnieć o ofierze z krwi, którą złożyli w imieniu ojczyzny – zarówno tej dużej, jak i tej naszej, maleńkiej.

Edyta Hajduk

-------------

Powyższy tekst zajął 3. miejsce w II Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali, organizowanym przez "Gazetę Pszczyńską", portal pszczynska.pl, Urząd Miejski w Pszczynie oraz Starostwo Powiatowe w Pszczynie.

Tekst, który wygrał konkurs można przeczytać TUTAJ, a tekst, który zajął 2. miejsce - TUTAJ.

 

Reklama

Reklama

pako

T G+ F

Zobacz także

gorący temat
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Promocja książki
Promocja książki "Bliskie historie - ludzie z pasją, miejsca z duszą" i spotkanie z Anną Goc
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 20