Cmentarz wojenny „Pod Trzema Dębami” w Pszczynie

Serce na zapomnienie nie umiera

Pszczyna02.07.2017, 10:57

Publikujemy tekst Natalii Pochroń, który otrzymał wyróżnienie w IV Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali

„Park Strzelecki w Tarnowie tuż przy Mauzoleum generała Józefa Bema. (…) Kobieta w ciężkiej, wdowiej czerni i młody chłopiec z czarną opaską na rękawie. Ona odwraca twarz, by ukryć przed synem łzy. Była tu przecież rok temu. Nie sama. Byli razem z Mężem i Ojcem, człowiekiem, którego kochali ponad wszystko. Teraz już wiedzą. Po długich staraniach niemiecka administracja przesłała dokument. Ten najgorszy. Świadectwo zgonu. Poległ pod Ćwiklicami. Odszedł i nigdy nie wróci. I widać na fotografii tę samą bezradność, świadomość nieodwracalności losu. Chłopiec, do którego trud bycia mężczyzną przyszedł zbyt wcześnie. I Ona. Zbyt piękna by nie odczuć ludzkiej zawiści, zbyt samotna by bronić się przed bezmyślnymi pomówieniami, przed osądami, jakie wydawać potrafi tłum”.

Smutek, współczucie, niedowierzanie… i coś jeszcze. Uczucie, którego nie potrafię nazwać, stanowiące konglomerat najbardziej mieszanych i najbardziej skrajnych emocji jednocześnie. Taka zmienność stanów towarzyszyła mi podczas czytania książki Jerzego Rostkowskiego pt. „Rozkaz – Zapomnieć”. Książki, poświęconej polskim Synom, którzy bohatersko przelewali krew za każdy skrawek tarnowskiej ziemi. Jak się okazuje – nie tylko. Książki, przez którą zdaje się przemawiać sam duch chyba najbardziej tragicznego uczestnika wojny obronnej – kpt. Alfreda Mikee. Oczernionego, wyśmianego i oskarżonego za swoją waleczność i walkę do końca. Do ostatniej kropli krwi. Ostatniego tchnienia. Nie mogłam uwierzyć, że będąc córką tarnowskiej ziemi, nie słyszałam ani słowa o tak bohaterskiej postaci. Oraz w to, że moi dziadkowie poznali go jako zdrajcę, winnego śmierci ponad dwustu polskich żołnierzy. Postanowiłam zbadać historię sama. Dociekania doprowadziły mnie do Pszczyny – miejsca stanowiącego klucz do rozwiązania mojej zagadki.

2 września 1939 roku. To właśnie wtedy doszło do decydującego starcia – na śmierć i życie. Życie niemieckie i śmierć dwustu siedemnastu żołnierzy Wojska Polskiego. Dziś w miejscu boju pszczyńskiego stoi wielki grobowiec, masowa mogiła, a za nią, na krwi mężnych synów polskiej ziemi, których skrywa w swoim wnętrzu, wyrastają bujnie drzewa, zapewniające zasłużony spokój żywicielom. Ta cisza jest jednak pozorna – wystarczy zagłębić się bardziej, aby usłyszeć bezgłośne echo żołnierzy, powrócić do wydarzeń sprzed blisko osiemdziesięciu lat…

Mobilizacja i wzmożone przygotowania do działań wojennych rozpoczęły się już rok przed tragicznym dla nas – Polaków – wrześniem 1939 r. Stosunkowo młody, lecz doświadczony oficer, zaprawiony podczas walk granicznych sprzed dwudziestu lat, absolwent kursu oficerów sztabowych we Francji – Alfred Mikee został przydzielony jako dowódca II batalionu 16. Pułku Piechoty Ziemi Tarnowskiej. Ukochany przez podopiecznych, zasłużony w aktywności sportowej i harcerstwie, odznaczony srebrnym krzyżem zasługi – był niedoścignionym wzorem i przykładem patriotyzmu. Kiedy początkiem września jego batalion otrzymał wezwanie do obrony Pszczyny, kapitan odważnie szedł po zwycięstwo. Miał dla kogo wygrywać. W Tarnowie czekała na niego piękna żona i czternastoletni syn. Pragnął, aby żyli oni w wolnym kraju i byli z niego dumni. Pierwszy warunek częściowo się spełnił. Drugi również, chociaż okupiony został nad wyraz wysoką ceną.

Zarówno Pszczyna, jak i okolice, tworzyły główną linię obrony na Górnym Śląsku. Do jej obstawy oddelegowana została 6. Dywizja Piechoty, z dwoma stanowiskami dowodzenia – płk. Ignacym Misiągiem, odpowiedzialnym za obronę w południowych Ćwiklicach i płk. Rudolfem Matuszakiem w północnej części wsi. To właśnie w skład owej dywizji wchodził II batalion kpt. Mikee. Jednostka, której przyszło wykonać najtrudniejsze zadanie w czasie tej kampanii. Ku wielkiemu utrudnieniu walczących, okolice były niedostatecznie przygotowane do skutecznej obrony. Strategiczne mosty na Wiśle i Sole w Jawiszowicach i Oświęcimiu praktycznie nie posiadały obsady ani zabezpieczenia. W ich rejonie ulokowana była jedynie kompania asystencyjna sztabu z plutonem ckm, nie posiadająca na swoim wyposażeniu nawet jednej armaty.

Tymczasem przyszło mu zmierzyć się z 5. Dywizją Pancerną gen. Heinricha von Vietinghoffa, która działając zgodnie z doktryną blitzkriegu dążyła do zdobycia przyczółków na Wiśle, przełamania polskiej linii obronnej i zmuszenia polskich żołnierzy do wycofania się z Górnego Śląska. Gdy niemieckie czołgi dokonały pierwszego natarcia, bez większych problemów przełamały linię obrony, rozbijając stojącą im na drodze artylerię w południowych Ćwiklicach. Następnie skierowały się na północ z zamiarem zamknięcia pierścienia okrążenia wokół Pszczyny. Wobec pogarszającej się sytuacji polskiej, dowódcy postanowili zagrać va banque, stawiając na szali najcenniejsze, co mieli…

„Tu spoczywa 205 żołnierzy Wojska Polskiego z 6., 23. i 55. Dywizji Piechoty, poległych 1 i 2 września 1939 r. w walce z wojskami niemieckimi oraz 20 Powstańców Śląskich i harcerzy z Pszczyny, rozstrzelanych w parku 4 września 1939 r. przez niemieckiego najeźdźcę” - taki napis widnieje na tablicy przytwierdzonej do kamiennego nagrobka. Po obu jego stronach znajdują się kamienne płyty z nazwiskami poległych w obronie pszczyńskiej ziemi. I rozległa przestrzeń, rozciągająca się przed tym niezwykłym miejscem. Jakby celowo wprowadzająca każdego, pragnącego odwiedzić to miejsce, w chwilę zadumy i refleksji, przenosząca w inny świat - tragicznej historii, jaka rozegrała się w tym miejscu przed kilkudziesięcioma laty.

Po wpisaniu w przeglądarce internetowej hasła „cmentarz wojenny w Pszczynie”, natrafiłam na stronę z zabytkami techniki. Wśród wielu wpisów, w kategorii dziedzictwo kulturowe, znalazłam to, czego szukałam. Miejsce pamięci, polana Trzy Dęby w Pszczynie. Trzy Dęby… byłam pewna, że gdzieś już tę nazwę słyszałam. Kiedy otworzyłam galerię zdjęć, wszystko stało się jasne. Wielki Order Virtuti Militari, umieszczony na mogile – przyciągnął moją uwagę równie mocno, jak wówczas, kiedy byłam w tym miejscu osobiście. Najwyższe polskie odznaczenie, przyznawane za wybitne zasługi bojowe. Takiego zaszczytu dostąpił mój bohater za niezwykły heroizm, jakim wykazał się na polu walki.

Podczas zaciekłych bojów, na kontrolę pozycji pod Pszczyną wybrał się gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz, dowódca Grupy Operacyjnej Bielsko. Widząc słabe zabezpieczenie wspomnianych wcześniej mostów, a w zasadzie jego brak, mając na uwadze, jak szybko Niemcy przedarli się przez linie obronne, generał doszedł do wniosku, że sytuację można uratować tylko przez obsadzenie mostów własnym odwodem. Taki rozkaz otrzymał płk Misiąg, to też zadanie zlecił 16. Pułkowi Piechoty. Z racji, iż polecenie pierwotnie przekazane zostało telefonicznie, kpt Mikee podszedł do niego z dużą nieufnością, podejrzewając, że może być dziełem niemieckich dywersantów. Kiedy jednak goniec płk Matuszaka potwierdził jego treść, nie pozostało nic innego, jak podporządkować się dowództwu.

W tym momencie rozegrał się największy dramat kapitana. Zdawał on sobie sprawę z tego, jak los czeka jego oraz podkomendnych. Treść rozkazu, jaki został mu zlecony do realizacji, sama w sobie brzmiała abstrakcyjnie – związać czołgi walką poprzez wykonanie przeciwnatarcia na Pszczynę, aż do momentu podjęcia odwodów w rejon miasta. Mimo wszystko kapitan dołożył wszelkich starań i przygotował się jak tylko mógł. Wspierani przez oddział artylerii żołnierze 16. Pułku, podczas natarcia pancernego ukryli się w bruzdach kartofli i rozpoczęli nierówny bój. Kiedy czołgi ruszyły w kierunku lasu Brzezina, kartoflisko sprawiało pozory wymarłego, dlatego też nagły ostrzał ckmów i karabinów z tego miejsca, skierowany przeciwko podążającej za czołgami piechocie niemieckiej, wprawił przeciwnika w osłupienie. W wyniku polskiej ofensywy odcięta ona została od czołgów, a te wycofały się do Ćwiklic. To było jednak krótkotrwałe zwycięstwo. Na dłuższą metę strona polska nie miała szans w walce z przeważającymi liczebnie i zaopatrzeniowo oddziałami przeciwnika. II batalion został zmiażdżony przez czołgi.

Co stało się z kpt. Mikee? Zginął chyba w najdziwniejszy z możliwych w tamtych okolicznościach sposób - zasztyletowany przez niemieckiego czołgistę, uchodzącego pieszo z jednego z rozbitych czołgów. Kiedy po kilku dniach od tragicznego boju żołnierze 16. Pułku Piechoty spotkali żonę poległego dowódcy, żaden z nich nie miał odwagi przyznać, jaki los spotkał jej męża.

Na nieszczęście dla niej – przyszło jej dowiedzieć się o tym od obcych ludzi i to w niezwykle brutalny sposób. W rozpowszechnianej kłamliwej historyjce wdowa poznała męża jako młodego, niedoświadczonego dowódcę, który bezmyślnie, lekką ręką szafuje życiem swoich żołnierzy. Podrasowano liczbę poległych, czas walki skrócono do kilku minut, a nazwisko Mikee przez lata było symbolem hańby. Nikt nie był zainteresowany wyjawieniem prawdy. Dowódcom najwygodniej było zrzucić odpowiedzialność na zmarłego, jego towarzysze broni woleli zachować milczenie. Nie poczyniła tego jednak propaganda komunistyczna, dla której kłamliwa historia stanowiła idealny dowód na poparcie lansowanego modelu oficera sanacyjnego, mającego za nic życie swoich żołnierzy. Pod jej ostrzem oraz w wyniku trudnej do wytrzymania presji społecznej, wdowa wraz z synem wyprowadziła się do Krakowa i zmieniła nazwisko. Nigdy nie uwierzyła jednak w kłamstwa na temat męża.

Będąc przed kilkoma laty w Pszczynie nie byłam świadoma, jak tragiczną historię skrywa w sobie ta ziemia. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przechadzając się wyciszonymi dziś ścieżkami cmentarza, znajduję się w centrum najcięższej walki – zarówno tej przeprowadzonej przy użyciu karabinów, jak i rozgrywającej się w duszy bohaterskiego żołnierza, targanego koniecznością złożenia Ojczyźnie najwyższej ofiary – z życia nie tylko własnego, ale ukochanych żołnierzy. Mimo że nie mieszkam w Pszczynie, w Pszczynie zostawiłam część swojego serca. Pod Trzema Dębami. A serce na zapomnienie nie umiera.
Natalia Pochroń

 

O AUTORCE

Natalia Pochroń ma 22 lata, jest studentką i pochodzi z miejscowości Zabawa pod Tarnowem. Spośród wszystkich uczestników Konkursu Dziennikarskiego im. Agnieszki Wojtali mieszka najdalej od Pszczyny, bo prawie 200 km stąd. O konkursie dziennikarskim dowiedziała się z internetu. - Interesuję się historią. Byłam kiedyś w Pszczynie na uroczystości rocznicy bitwy w Pszczynie. Kiedy przeczytałam informację o konkursie od razu pomyślałam, że mogłabym o tym napisać – przyznaje. Jak podkreśla, to pierwszy tego typu konkurs, w którym wzięła udział, choć czasami pisze hobbystycznie.

 

Reklama

Reklama

pako

T G+ F

Zobacz także

gorący temat
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Promocja książki
Promocja książki "Bliskie historie - ludzie z pasją, miejsca z duszą" i spotkanie z Anną Goc
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Nowa sygnalizacja świetlna w Pawłowicach
Nowa sygnalizacja świetlna w Pawłowicach

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 20