Żądamy przeprosin

Wola

- Mieliśmy zgodę na przycięcie modrzewi – mówią działkowcy, którzy niemalże natychmiast odpowiedzieli na zarzuty postawione im na sesji Rady Gminy.

O sprawie pisaliśmy w poprzednim numerze Gazety. Radny Piotr Sikora złożył wniosek, by jakoś uregulować kwestię działek. Pojawiły się zarzuty o paleniu ognisk, nie utrzymywaniu porządku i zniszczeniu wspomnianych drzewek. Działkowcy są oburzeni, bo o żadnym konflikcie do tej pory nie słyszeli.
– Mamy tutaj działki od pięciu lat i żadnych problemów nie było – mówi Wiesław Więckowski. – Ludzie to się nawet dziwili, po co to robimy, bo i tak nam wszystko zniszczą – dodaje Teresa Waliszewska. Działkowcy zgodnie twierdzą, że o żadnym śmieceniu nie ma mowy. – Śmieci sprzątamy nawet wokół działek. Na wiosnę wywoziliśmy stąd butelki, szkło; na samochód i do kontenerów – na zarzut o wyrzucaniu śmieci do lasu denerwuje się Małgorzata Frątczak.

Działkowcy pokazują na równe grządki, drzewka, przystrzyżoną trawę i zżymają się na zarzut o załatwianiu swoich potrzeb na świeżym powietrzu. – Teraz wychodzi na to, że się na tych działkach załatwiamy! Mieszkamy niedaleko stąd i korzystamy z prywatnych toalet – mówi Frątczak i dodaje, że plaga to psy, które załatwiają się, gdzie popadnie albo niekoniecznie trzeźwi, którzy podlewają okoliczne drzewka. A co paleniem ognisk? – Mamy prawo palić ogniska100 m od osiedla. Jest 150. Ale i tak wszyscy jedynie grillują – mówi Jerzy Pustkowski.

Wszyscy potwierdzają, że wzięli działki, żeby odpocząć i nie dusić się w blokach, a ich działki to jedyny godny uwagi widok, bo potem jest kawał ugoru, kolejne bloki i szyb kopalni. – Miały ten widok zasłonić modrzewie, które rosły tam od lat. Działkowcy nadesłali pismo do Rady Osiedla. Ale RO nie spotyka się codziennie i zanim wyraziliśmy negatywną opinie, drzewka już przycięto – radny Piotr Sikora, który zasiada też w osiedlowej radzie, tłumaczy, że zgodę na wycinkę wymuszono od gminy. – Zgodę dostaliśmy z referatu rolnictwa. Ale ustną. Jeszcze mi tam powiedziano, że jestem śmieszna – Małgorzata Frątczak pokazuje pismo z 9 maja, na którym widnieje, że gmina i tenże referat zostali poinformowani o „przycięciu pielęgnacyjnym”. Z teczki wyciąga jeszcze jedno, z 26 maja br., w którym gmina udziela z kolei odpowiedzi na jej pismo, z 19 maja. Widnieje tam, że „wykonanie formatowania drzew w tym przycięcie konarów nie wymaga zezwolenia organu wykonawczego samorządu terytorialnego”, a ten, kto wycina musi ponieść ewentualne szkody, które mogłyby wyrządzić spadające konary. Jest tam tez kilka punktów, które musi przestrzegać właściciel i zasady współżycia społecznego z sąsiadem, czyli gminą Miedźna, bo to ona jest właścicielem okalających działki terenów. I tenże „sąsiad” w cytowanym piśmie nie wyraził zgody na dalsze prowadzenie prac „mających na celu usuwanie konarów”.

– Nie chcę wywoływać konfliktu, tylko uregulować te sprawy, żeby obok działek pojawiły się na przykład kontenery – mówi radny Sikora. A działkowcy mówią zaś, że miarka się przebrała. Największy żal mają do radnych, że nikt nie pofatygował się, żeby z nimi porozmawiać. – Radny Sikora przybiegł tylko, kiedy przycinałam te modrzewie, robiąc straszną awanturę – Małgorzata Frątczak tak jak pozostali, domaga się publicznych przeprosin, na łamach Gazety. Albo sprawa trafi do sądu. – O znieważenie. Ten problem musi zostać rozwiązany - co do tego akurat obie strony zgadzają się jednogłośnie. Oby doszli do porozumienia bez trzeciego głosu – Temidy. (_”Gazeta Pszczyńska”)

agw