Wyszłam z domu i … Zapadź

Powiat09.08.2015, 10:00

Publikujemy tekst autorstwa Patrycji Rom, który w II Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali otrzymał wyróżnienie. Kapituła Finałowa zdecydowała o przyznaniu tego wyróżnienia za zmysł reporterski, lekki, przyjemny tekst, za to, że autorka postępuje jak rasowa reporterka, dociera do ludzi, konfrontuje, pyta.

Roztomaite dziwy na Zapadzi, czyli „to, co mom za łoknym, to niy ino pora krzoków. To żywo legenda, kiero właśnie te krzoki pamiyntają”.

„No noszyj Zopadzi to kiedyś siy roztomaite dziwy dzioły”. Zapadła cisza, która zapowiadała żywo opowiedzianą tajemnicę.

„Łod dowiyn downa historyje związany z tym miejscym som przekazywane młodym, by nigdy ło nich nie zapomnieli” – pani Franciszka mówiła z przejęciem, od czasu do czasu siorbiąc kawę ze zwykłej szklanki. Nietrudno było do niej trafić – od dziecka wiem, że to właśnie ona zna wszystkie historie na temat naszej wsi.

Pani Franciszka to starsza kobieta, która jako jedyna w naszej wsi „łoblyko siy w te cołkie zopaski i kiecki” do dziś dnia. Kiedy zaczynała mówić, przyglądałam się jej starym siwym włosom delikatnie upiętym w warkocz i skrytymi pod zieloną chustką. „Jak zowżdy po szkole siadali my u omy w kamerliku” – pani Franciszka znowu z przejęciem kontynuowała swoją opowieść, a ja z zaciekawieniem przyglądałam się staremu zegarowi, powieszonemu w jej pokoju tuż nad naszymi głowami. „Łona parzyła nom herbaty i dawała jakie szkloki”. Zaraz, zaraz, czy wszyscy wiedzą, kim jest „oma” i jakie „szkloki” dawała dzieciom? Pani Franciszka posługuje się gwarą śląską. Spieszę więc z wyjaśnieniem dla tych, którzy nie mieli nigdy okazji poznać tej gwary. „Oma” to babcia, natomiast „szkloki” to cukierki, które często ta właśnie „oma” dawała dzieciom po szkole.

Wróćmy do opowieści pani Franciszki. „Jak już se klepła (ta oma – przyp. autor), to zaczyna jak zowsze łopowiadać, by jakoś nom tyn czos urozmaicić. Godała ganc tajemnicze historyje, ale łone były tak gryfne, że siy słuchać chciało, żodyn nie śmioł zasnyć. Pamiyntom jak kiedyś moja oma rechtła coś ło Zopadzi.”

No właśnie, Zapadź. Jest to mała część wsi o nazwie Góra, której na próżno będziecie szukać na mapie. Spieszę więc dodać, że należy do powiatu pszczyńskiego na Śląsku. Mało w niej mieszka ludzi, ale jakże pracowitych i dzielnych – nasz klub piłkarski LKS Nadwiślan Góra awansował do II ligi. Tym wydarzeniem żyją teraz wszyscy górzanie, ale kiedyś, kiedy babcia pani Franciszki była chyba jeszcze młoda, działy się tu zupełnie inne historie.

Moja mała ojczyzna, Góra, jest pełna tajemnic. Jednym z miejsc, które od zawsze interesuje wielu ludzi jest, no właśnie, Zapadź.

Wróćmy więc do mieszkania pani Franciszki, by usłyszeć, jak bije stary zegar, gdy z przejęciem opowiadała historię zasłyszaną w młodości: „Zaciykawiło nos to, dyć ta Zopodź mieli my furt za płotym. Babuszka wspominali, że tam podobno straszi i że ponoś jakiś duchy tam łażą, i ponoć biydnych ludków nawiedzają. Wiela w tym prowdy jest, żodyn niy wiy, ale wielu było takich co se je widzieli” - po tych słowach babcia Franciszka rozłożyła swoje ręce, na znak, że ona sama nie wie, ile w tej historii jest prawdy. Nagle spoważniała, zmrużyła oczy i przyciszonym głosem rzekła „Ktoś mi kiedyś godoł, że tam som utopki. I bajtle zwijajom do siebie. A som też i diobły, kiere furt lotajom i ciyszom siy, że tyn kościółek co tam se był – siy zapod”.

Przełknęła głośno ślinę, a zegar tykał swoje tik-tak. Franciszka ma już 90 lat, może więcej, chociaż dla osoby w moim wieku, każdy starszy człowiek pamięta jeszcze pierwszą wojnę światową.

„Moja mała ojczyzna Góra koło Pszczyny”, czyli książka księdza Piotra Zegrodzkiego

Pragnąc dotrzeć do historii Zapadzi zajrzałam do książki nieżyjącego już proboszcza parafii św. Barbary i Mateusza w Górze, księdza Piotra Zegrodzkiego, pt. „Moja mała Ojczyzna Góra koło Pszczyny”.

Ksiądz Zegrodzki bardzo dokładnie opisał to miejsce. Z jego zapisów wynika, że znał tą miejscowość bardzo dobrze – centymetr po centymetrze: „Zapadź to specyficzne miejsce, które bardzo odróżnia się od otaczającego go terenu. Przylegają do niego trzy stawy. To teren podmokły, o podłożu torfiastym, porośnięty drzewami i różnego rodzaju krzewami. Na stromej skarpie rosną sosny i inne drzewa liściaste. Od strony ulicy Dąbrowa skarpa jest nieco łagodniejsza, porośnięta dębami. Część Zapadzi porośnięta jest trawą, co wykorzystywali mieszkańcy do wypasu bydła. Mówiono jednak, że trawa jest „płona”, więc nie nadaje się do tego, aby była zjedzona przez zwierzęta.”

Nie ma dziwów na Zapadzi, czyli „We lato to ludki łażom na Zopodź na grzibi. Zawsze znojda tu jakiego brzozoka, maśloka a zdarzo siy tyż gniywus”

Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej i zupełnie innego niż podają książki udałam się na poszukiwanie relacji zwykłych mieszkańców wsi. Nie musiałam długo szukać. Pod wiejskim sklepikiem znalazłam osobę, której szukałam. Ten dzień był bardzo gorący i jak zawsze na ławce pod sklepem „odpoczywał” pan Stanisław. Nie tracąc ani chwili, podeszłam do niego i poprosiłam go, by opowiedział mi, co kojarzy mu się z Zapadzią.

„We lato to ludki łażom na Zopodź na grzibi. Zawsze znojda tu jakiego brzozoka, maśloka, a zdarzo siy tyż gniywus – taki fest gryfny grzib, kiery jak się przekroi to łon siy łod razu niybiyski robi, choby siy gniywoł. Zaś jak jesiyń do nos zawito, to łobieromy jagody i jeżiny. Dużo razy żech tu spotkał jakiego lisa abo bażanta. Zaś nad stawami som piykne łabydzie. Szkoda, że terozki jest jich coroz mnij” – mówiąc to pan Stanisław gwałtownie podrapał się po nodze. Był to wyraźny znak zakłopotania.

A czy pan Stanisław zna legendę o Zapadzi? Zadając kilka pytań o to miejsce starszy człowiek odpowiedział: „Coś tam niby pamiyntom. Była se tam wieś i podobno kiedyś szła se tam jakoś baba i siy jej jajka stłukły we taszce. Była wtedy fest znerwowano i padła se: „Niech siy ta wieś zapadnie”. I tak podobno siy stało. Kiedyś mie to mamulka opowiadała, ale niywiela pamiyntom” – wypowiadając te słowa ściągnął brązowy wyblakły kapelusz i cały czas drapał się po głowie, jakby w ten sposób chciał sobie przypomnieć słowa jego mamy sprzed lat.

Młodzi nie chcą znać dziwów na Zapadzi, wiync „jak oma poczyna tak strosznie godać, to ino było furt i mało Nesia już była u mamulki na kolanach”

A jak w oczach młodych ludzi wygląda to miejsce? Czy znają legendę o Zapadzi? Na te i inne pytania udzieliła odpowiedzi moja koleżanka Agnieszka, z którą chodziłyśmy do tej samej podstawówki.

Z Agnieszką przyjaźnimy się do dziś. Utrzymujemy ze sobą częsty kontakt. Należymy do młodego pokolenia, dla którego lokalna historia i obyczaje schodzą na drugi tor. Można to już zauważyć wchodząc do pokoju Agi, który wypełniony jest barwnymi plakatami zespołów muzycznych i naszymi zdjęciami. Pomieszczenie to jest pełne młodego życia.

„Już jak żech była malutkim bajtlem, to oma łopowiadała mi co się tam na Zopadzi dzioło. Jo tak uwielbiała tego słuchać, ale zawsze łokrponie żech się boła. Wiync jak oma poczyna tak strosznie godać to ino było furt i mało Nesia już była u mamulki na kolanach” – tutaj na twarzy Agi pojawił się uśmiech, który był znakiem wspomnień szczęśliwych czasów dzieciństwa. Po tych słowach obie spojrzałyśmy na jej ścianę, na której wisi zdjęcie małej Agi siedzącej na kolanach babci.

„Ale spokojni. Niy godała nom wszystkiego, bo by my w ogóle się boli tam łazić. Dopiero jak żech gwizdła do wierchu to moja kochano oma łopowiedziała mi, jak z tom Zopadzią było naprowdy.” W tle rozbrzmiał sygnał telefonu. Także komputer już od dawna wydawał dziwne dźwięki z Facebook’a, jakby czekał tylko na zainteresowanie się jego „osobą”.

Biologia a Zapadź, czyli rzadko spotykana odmiana łabędzia królewskiego

Z innej książki księdza Piotra Zegrodzkiego pt. „Z dziejów Góry koło Pszczyny” wiadomo, jak ważnym miejscem pod względem biologicznym jest Zapadź: „Warto wspomnieć także o parku, w którym występują różnorodne gatunki drzew: lipy, buki, graby, jesiony i topole. Oprócz ryb, bogactwem naszych stawów są również ptaki. Na przykład wspomniane już wcześniej łabędzie białe”.

Do dzisiaj wszyscy wspominają opisane przez księdza wydarzenie, że „14 października 1991 roku w „Aktualnościach” telewizja katowicka podała, że w Górze żyje rzadko spotykana odmiana łabędzia królewskiego”.

Naukowcy ciągle poszukują nowych „skarbów” tego terenu.

Prawdziwa legenda o Zapadzi, czyli jak „kieregoś dzionka jakoś baba szła do chłapy ze miasta”

„Downo, downo tymu we miejscu kaj jest torfowisko była se wieś. Godali na nia Gilów. Była se łona doś sporo. Był dyć tyż piykny kościółek. Wieś kwitła, a ludkom żyło siy dobrzi. Kożdy mioł kusek pola i żodnymu niczego niy brakowało. Kożdy zadowolony, że tak mu siy wiydzie” – po tych słowach na ustach pani Franciszki pojawił się lekki uśmiech. Widać było, że duchem jest zupełnie gdzie indziej. W pokoju panowała zupełna cisza. Przerywając swoją wypowiedź, sięgnęła do starej zakurzonej komody i wyciągnęła z niej podarty, pomarańczowy album. Otworzyła go i bardzo powoli przesuwała kartki, nie chcąc ich zniszczyć, bowiem miały one już kilkadziesiąt lat. Kilka minut później kąciki jej ust uniosły się do góry. Wyciągła z albumu zdjęcie i podała mi go. Na owym zdjęciu była jej babcia razem z mężem pod drzewem, które dziś jest częścią Zapadzi.

„Kieregoś dzionka jakoś baba szła do chałpy ze miasta. Miała taszka pełno roztomaitych rupieci i klamorów. Naroz niy popaczała se pod nogi i gwizd… Furt łobaliła siy przyz kamiyń. Była tak znerwowano, że aż czerwono po gymbie i zadarła siy: „Niych ta pierońsko wieś siy zapadnie!” Franciszka krzyknęła tutaj tak głośno, że aż podniosłam się z krzesła. Nawet stara kukułka w zegarze wyszła ze swojej dziupli sprawdzić, kto tak głośno krzyknął.

„I tak jak łona chciała, tak tyż siy stało. Po kilku dzionkach calutko wieś razem z ludkami zapadła siy. I do dzisioj żodyn niy wiy jak to siy stało”.

I do dzisiaj nikt nie wie, jak to się stało.

A właśnie stąd pochodzi nazwa tego miejsca … Zapadź.

Patrycja Rom

jack

T G+ F

Zobacz także

gorący temat
Konkurs dziennikarski: zgłoszenia tylko do czwartku!
Konkurs dziennikarski: zgłoszenia tylko do czwartku!
Szkoła ze śląską tradycją opowiada swoją historię
Szkoła ze śląską tradycją opowiada swoją historię
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 18