Ludwik Kołoch

Stolarstwo uratowało mu życie

Powiat29.10.2017, 09:50

Ta praca Natalii Mazur otrzymała wyróżnienie w IV Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali.

W naszym powiecie jest wiele bohaterów. Jedni są wielcy, inni mali, jednych pamiętają wszyscy, o tych drugich świat zapomniał. Jednym z tych zapomnianych był mój pradziadek – Ludwik Kołoch. Urodził się 22 lipca 1899 roku. Mieszkał i wychował się w Porębie, choć miejsca jego pobytu porozrzucane są po całej Polsce, to i tak jego małą ojczyzną była ta mała wieś na obrzeżach Pszczyny.

Ludwik był odpowiedzialnym, niosącym miłość i zrozumienie, ale przede wszystkim odważnym mężczyzną. To właśnie ta odwaga sprawiła, że pozostał w moim sercu, choć tak naprawdę nie było dane mi poznać go osobiście. Pradziadek pochodził z rodziny, w której najważniejsze były tradycje. Miał dwóch braci i siostrę. Jego ojciec był jednym z niewielu krawców w okolicy, natomiast rolą jego matki była opieka nad dziećmi i zajmowanie się domem.

Już jako nastolatek miał kontakt z bronią. Został zwerbowany do armii niemieckiej jak wiele innych chłopców. W początkach I wojny światowej został przewieziony na zachód, żeby walczyć po stronie II Rzeszy. Jednak Ludwik zbiegł z frontu, gdy wojska francuskie walczyły z wojskami pruskimi nad rzeką Marną.

Gdy tylko wrócił do domu, podjął decyzję o wstąpieniu do regionalnego Batalionu Strzelców Pszczyńskich. Gdy Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku, Ludwik postanowił walczyć o Górny Śląsk, więc wstąpił do oddziału powstańczego pod kierownictwem Alojzego Fizie. W nocy z 16 na 17 sierpnia 1919 roku dostał znak do rozpoczęcia działań i w tym celu udał się na spotkanie z innymi powstańcami pod „Trzema Dębami”.

Niestety niemiecki dowódca dowiedział się o spotkaniu i wydał rozkaz strzelania. Powstańcy znaleźli się w pułapce. Jednak nie nasz bohater, który ukrył się w lesie. Ludwik brał udział w sumie w trzech powstaniach w różnych regionach Górnego Śląska. Podczas trzeciego powstania został ranny, lecz wrócił do Poręby jako dzielny mężczyzna.

29 czerwca 1922 roku był najszczęśliwszym dniem dla mojego pradziadka i jego kolegów powstańców, ponieważ tego dnia do miasta wkroczyło polskie wojsko i administracja. W jego życiu nastał chwilowy spokój. W sierpniu 1928 roku ożenił się z Anną z domu Lala, która urodziła mu ośmiu synów i jedną córkę.

Gdy nadszedł czas II wojny światowej Ludwik wiedząc, że nie powstrzyma niemieckich czołgów udał się do Lwowa zabierając ze sobą broń palną, którą miał w domu oraz ciepły zimowy płaszcz. Pradziadek wiedział, że musi uciekać, ponieważ wszystkim powstańcom groziło rozstrzelanie.

Po dwutygodniowej podróży rowerem, wycieńczony wówczas czterdziestoletni Ludwik dotarł do Lwowa. Niestety tuż po przyjeździe dostał się w ręce Armii Czerwonej, a następnie 17 września podczas ataku ZSRR na Polskę, wzięty do sowieckiej niewoli i umiejscowiony w obozie lwowskim. Po kilku miesiącach został przewieziony do jednego z obozów pod Smoleńskiem, niestety nie wiadomo dokładnie, w którym się znajdował.

Jednak znana jest pewna historyjka o cieśli Ludwiku, którego sowieccy żołnierze zabrali do lasu, tuż po tym jak oznajmił im, czym się zajmuje. Sowieci chcieli się upewnić, że mój pradziadek mówił prawdę, więc dali mu kawałek drewna i toporek, i kazali zrobić mu prostą deskę. Jednak gdy Ludwik poprosił o sznurek do zrobienia prostej linii, żołnierze zrozumieli, że mają do czynienia z prawdziwym cieślą.

Dowódcy skierowali go do budowania baraków. Prawdopodobnie to uratowało go przed rozstrzelaniem. Ludwik niejednokrotnie słyszał od innych jeńców i oficerów, że tylko on przeżyje, ponieważ jest siłą roboczą. Zbieżność czasu nasuwa tezę, iż byli to jeńcy rozstrzelani wiosną 1940 roku w Katyniu.

Po rozstrzelaniu uciekł z obozu, by chwilę później wpaść w ręce Niemców i zostać przewiezionym do obozu w Norymberdze. Jednak tam także nie przebywał długo, ponieważ stamtąd również udało mu się uciec. Po niespełna roku udało mu się wrócić do żony i dzieci. Chęć przetrwania, wola walki, a także pamięć o rodzinie sprawiła, że się nie poddał i cały i zdrowy wrócił do domu.

Ze wspomnień moich przodków wiem, iż pradziadek w swoich opowiadaniach ciągle wspominał o płaszczu, który uchronił go przed mrozem panującym w Polsce zimą 1939/1940 roku. Do roku 1945 wiódł w miarę możliwości spokojne życie, niestety nie mógł wykonywać swojego zawodu przez wojnę, więc zajmował się gospodarstwem oraz rodziną.

W styczniu 1945 roku przez Porębę przemieszczała się kolumna z więźniami z obozu Auschwitz-Birkenau w stronę Wodzisławia. Więźniowie przechodzili obok domu mojego pradziadka. Pięcioro więźniarek uciekło z rąk esesmanów obok domu Kołochów, a Ludwik wieczorem przygotował dla nich kolację.

W domu moich przodków ukrywały się Zofia Chlewicka, Franciszka Zapaśnik, Daria Żenczykowska, Maria Kaczorowska oraz Janina Komenda. Dobre serce, jakie posiadał Ludwik nawet na chwilę nie pozwoliło, aby ten się zawahał. Pomimo, że w wiosce znajdowało się wielu Niemców, rodzina Kołochów pomogła byłym więźniarkom.

Anna była odpowiedzialna za jedzenie, pranie, a także szycie ubrań, zaś Ludwik pilnował okolic. Pradziadek rozumiał cierpiące kobiety przez to, że kilka lat wcześniej sam był więźniem, a później uciekinierem.

Postawa Ludwika była godna podziwu gdy esesmani przyjechali na jego gospodarstwo. W tym czasie więźniarki ukrywały się w stodole, natomiast zachowanie głowy rodziny nie wzbudziło u żołnierzy żadnych podejrzeń. Właśnie przez zimną krew Ludwika, uciekinierki poczuły się bezpiecznie, poczuły bezpieczeństwo, którego podczas wojny nigdy nie jest za wiele. Pomimo, że kobiety chciały uciekać, pradziadek je powstrzymywał i planował drogę ich ucieczki.

Pewnej nocy gdy wracał z Pszczyny widział leżące przy ulicy ciała. Było ich niemalże 80. Więźniarki zrozumiały, dlaczego Ludwik tak bardzo powstrzymywał je przed dalszą ucieczką. Poznały jego dobre serce i zaangażowanie.

Mój przodek ryzykował bardzo dużo, przecież miał dziewięcioro dzieci. Kiedy nadszedł czas opuszczenia domu Kołochów przez więźniarki, Anna zaopatrzyła je w jedzenie i picie, zaś Ludwik wskazał im drogę do znajomych w Tychach, skąd miały wyruszyć w dalszą drogę.

Dzięki głowie rodziny Kołoch uciekinierki z obozu Auschwitz-Birkenau odzyskały wolność. Po wojnie Ludwik prowadził normalne i spokojne życie, pracował i opiekował się swoją rodziną, która była dla niego najważniejsza. Zmarł 16 listopada 1975 roku mając 76 lat. Spoczywa na cmentarzu św. Krzyża w Pszczynie.

Mój pradziadek był wspaniałym człowiekiem. I choć takich ludzi jak on jest wielu, to właśnie Ludwik Kołoch jest moim bohaterem. Niejednokrotnie słyszałam, że takim przodkiem należy się chwalić, więc postanowiłam opowiedzieć jego historię i wam.

Jestem dumna z odwagi i sprytu, jakimi był obdarzony mój przodek, jednak uważam, że szczęście również odgrywało dużą rolę w jego życiu. Ciężko powiedzieć, że odwaga była jego pasją. Nie mniej sądzę, że perfekcjonizm, z jakim podchodził do stolarstwa uratował go przed śmiercią.

Moim zdaniem jego pasją było po prostu życie, ponieważ za wszelką cenę chciał je ratować. Nie tylko swoje, ale także więźniarek i innych Polaków.
Natalia Mazur

Tytuł pochodzi od redakcji

 

Tekst Natalii Mazur z Pszczyny jest ostatnim z IV Konkursu Dziennikarskiego im. Agnieszki Wojtali, który publikujemy. Przypomnijmy, ze względu na wysoki i wyrównany poziom prac zdecydowaliśmy, że na portalu pszczynska.pl opublikujemy nie tylko teksty, które zostały nagrodzone i wyróżnione, ale wszystkie, które dostały się do etapu finałowego. 

 

Reklama

Reklama

pako

T G+ F

Zobacz także

gorący temat
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Promocja książki
Promocja książki "Bliskie historie - ludzie z pasją, miejsca z duszą" i spotkanie z Anną Goc
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 20