Siedlisko - historia prawdziwa

Region26.08.2017, 15:04

Oto praca Beaty Olekszyk, która została zakwalifikowana do etapu finałowego IV Konkursu Dziennikarskiego im. Agnieszki Wojtali.

Od zawsze mieliśmy koło domu ogród i małe pole, gdzie dziadkowie, później moi rodzice uprawiali warzywa. Pamiętam dni, kiedy dziadek zabierał mnie na Szoszowy – niewielki przysiółek Żor, skąd pochodził. Pożyczaliśmy konia oraz wielki wóz, aby potem pokonać około dwunastu kilometrów poprzez Warszowice, do Żor. Wielkim wyzwaniem był przejazd przez dwupasmówkę, nawet wtedy w latach osiemdziesiątych. Koń bał się ruchu samochodowego, a przejazd na drugą stronę musiał być bardzo sprawny, ale dziadek miał wprawę i zawsze się udawało. Teraz jak sobie o tym pomyślę – niewykonalne przy strumieniu aut przejezdzających w stronę Wisły oraz z powrotem.

Pamiętam powroty wieczorem przez las i krętą dróżkę, przy której do dzisiaj stoją wiekowe dęby, które opowiedziałyby niejedną historię. Koń wiódł zawsze do domu – jedynego takiego na Szoszowach. Pradziadek Paweł Kolon piastował urząd sołtysa przez wiele lat, ale wcześniej zasłużył się jako Powstaniec Śląski. Stary dom z czerwonej cegły, który stoi tam do dziś kryje w sobie wiele pamiątek z tamtych czasów.

Podczas wybuchu II wojny światowej Niemcy wybrali sobie to miejsce na swoją kwaterę. W domu pełnym dokumentów z Powstań Śląskich, w domu gdzie znajdowała się stara skrzynia z mundurem pradziadka, obrazem Piłsudskiego na swojej Kasztance – nagle znalazł się wróg numer jeden.

Teraz myślę, na jaką odwagę zdobyła się moja prababcia Anna, która zabezpieczyła mundur zakopując go wraz z innymi pamiątkami – za stodołą w wykopanym rowie. Pradziadkowie nie otrzymali Volkslisty i zostali pozbawieni majątku. Jako, że właśnie ich dom upodobali sobie Niemcy - musieli go opuścić. Trzeba powiedzieć, że mieli ogromne szczęście bowiem nie zostali odesłani na przymusowe prace, ani co gorsza do obozu koncentracyjnego.

W jedną noc prababka Anna spakowała na drabiniok cały dobytek, ubrania dla dzieci – Gertrudy, Antoniego i Jana oraz bochenek chleba, swojskie masło i mleko, trochę wędliny. Pamiętam z opowiadań dziadka Antoniego, który miał wtedy osiem lat, ale tamte chwile utkwiły na zawsze w jego pamięci.

Na terenach ziemi pszczyńskiej działo się wtedy wiele. W dniach 1-2 września 1939 r. w okolicy Pszczyny, pomiędzy wojskami III Rzeszy a wojskami polskimi rozegrała się Bitwa Pszczyńska. Była to jedna z bitew granicznych wojny obronnej Polski w 1939 roku.

Walki można było podzielić na trzy etapy: walki na pozycjach przysłaniających w Rybniku, Żorach oraz wysuniętych w okolicach wsi Suszec-Branica, Brzeźce,Wisła Wielka - 1 września 1939 r.; walki na pozycjach głównych w okolicach Pszczyny – rankiem 2 września 1939 r.; walki w Ćwiklicach 2 września 1939 r. Na skutek poniesionej przez Wojsko Polskie porażki w tym rejonie, dowództwo polskie było zmuszone w dalszej konsekwencji do wycofania wojsk z całego obszaru Górnego Śląska.

W tych właśnie dniach pradziadkowie Anna i Paweł Kolonowie ze swoimi dziećmi i wspomnianym drabiniokiem uciekali w stronę najpierw Warszowic, potem Pszczyny. Trudno sobie to wyobrazić, ale w czasie trzech dni poprzez Warszowice i Mizerów dotarli do Brzeźc. Nie szli ulicą Pszczyńską, ale wzdłuż rzeki Pszczynki, która w zasadzie znajdowała się niedaleko ich domu na Szoszowach. Zresztą ich piękny dom z czerwonej wypalanej cegły zachowany do dziś - jest usytuowany na pograniczu przysiółka Szoszowy i Warszowic. Sercem pradziadkowie zawsze byli w Warszowicach, tam należeli do kościoła, tam też są pochowani.

Wracając do tej niezwykłej podróży – spędzili dwa dni ukrywając się na polach, w rowach Pszczynki właśnie, natomiast nocą pokonywali dystans między Warszowicami a celem ich podróży, czyli Brzeźcami. Tam znaleźli schronienie u rodziny, która zgodziła się wziąć ich pod swój dach i gościć aż do końca wojny. Tutaj dochodzę do momentu, kiedy kończy się moja wiedza, której źródłem były opowiadania dziadka Antoniego.

Pamiętam, kiedyś pojechaliśmy jego nowiutkim dużym fiatem właśnie do Brzeźc i dziadek pokazał mi dom, który był jego domem przez sześć długich lat wojny. Miałam wtedy niewystarczająco wiele lat, żeby dokładnie zapamiętać to miejsce i teraz do niego wrócić. A chciałabym. Chciałabym pokazać mojemu synowi ważną część historii naszej rodziny. Być może jest jeszcze możliwość porozmawiania z członkami rodziny, która nie bała się przyjąć obcych ludzi pod swój dach i zaoferowała bezinteresowną pomoc. Może przeczyta ten tekst ktoś, kto tak jak ja słuchał opowiadań swoich dziadków o rodzinie, którą przygarnął na lata wojny i dwie części historii jak przysłowiowe puzzle będzie można połączyć w całość. Dlatego kiedy natknęłam się na informację o możliwości napisania tekstu literackiego pomyślałam, że jest okazja ku temu, aby podzielić się opowiadaniami zasłyszanymi w dzieciństwie...

Kiedy 10 lutego 1945 roku nastąpiło wyzwolenie Pszczyny i Niemcy wycofywali się z ziemi pszczyńskiej miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie. Na horyzoncie pojawili się nasi wschodni sąsiedzi... z odsieczą. Armia Czerwona zajęła nie tylko Pszczynę, ale też przylegające wioski. Dom pradziadków upodobali sobie teraz z kolei Rosjanie. W czasie, kiedy Anna i Paweł mogli wrócić do swojego domu, nie do końca było to możliwe. Owszem wrócili i zastali swój dobytek w bardzo dobrym stanie zostawionym przez Niemców. Jednak radość wędrowców nie trwała długo, bowiem po kilku dniach dom zajęli Rosjanie, pradziadkowie zostali na pietrze, dołem rządziła Armia Rosyjska. Pamiętam jakby to było wczoraj – prababcię Annę siedzącą przy stole w ich największym pokoju, ubraną w tradycyjny strój pszczyński – oplecek przyszyty do spódnicy, koszulę i kabotek. Czepca Anna nie nosiła na co dzień, jedynie szarą chustę w delikatne kwiaty.

Zwykła była wtedy opowiadać o tamtych czasach. Kiedy przyszli Rosjanie działy się rzeczy najdziwniejsze, w negatywnym tego słowa odcieniu. Konie zostały wprowadzone do pokoi na dole, zamiast słomy Rosjanie rzucali im pod kopyta pierzyny. Jakież było zdumienie tych żołnierzy ze wschodu, kiedy zobaczyli przetwory w słoikach i ich hasła "Kak on tam wlaz". Sposobem na otwarcie słoi był strzał z pistoletu w szkło. Do maja dom Kolonów zamienił się niemalże w ruinę. Nieco ponad trzy miesiące bytności Rosjan spowodowało, że dom był nie do poznania...

Nadszedł maj i Polska odzyskała wolność, wolność przyszła też na Szoszowy. Pradziadkowie odbudowali dom, jego wnętrza. Nadeszły czasy (jednak nie tak szybko), kiedy rodzinne bezcenne teraz pamiątki mogły ujrzeć światło dzienne. Odznaki nadane pradziadkowi przez samego Józefa Piłsudskiego, zaświadczenia udziału w Powstaniach Śląskich – ich kopie znajdują się w jedym z żorskich muzeów. W czasach licealnych byłam tak zafascynowana historią mojej rodziny, że postanowiłam odtworzyć nasze drzewo genealogiczne. W Warszowicach nie było łatwo, bowiem tutaj cała dokumentacja w kościele została spalona podczas wojny. Jednak bardzo pomogły mi zasoby drewnianego kościółka pod wezwaniem Jakuba Starszego w Wiśle Małej. Tam spędziłam niemal cały miesiąc wakacji roku 1997. Na rowerze pokonywałam odległość dwudziestu kilometrów, przyjeżdzałam na probostwo i szperałam w księgach z XV-XVIII wieku! Oczywiście musiałam zapracować na zaufanie proboszcza i nie od razu mogłam zobaczyć i poczytać te perełki.

Pożółkłe stronice oraz niewiarygodnie wytrzymały atrament odsłonił historię mojej rodziny. Znajomość łaciny i języka niemieckiego bardzo się przydały, chociaż w szkole zastanawialiśmy się, po co nam ta pierwsza. Dziś nadal fascynuje mnie historia, jestem dumna z moich przodków i z tego, że śląskie tradycje są bardzo pięknie kultywowane w naszej rodzinie. Liczę na to, że odnajdę rodzinę, dzięki której ta historia mogła mieć miejsce...

Beata Olekszyk

 

Zakończyliśmy publikację prac nagodzonych i wyróżnionych w IV Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali. Ze względu na wysoki i wyrównany poziom prac nadesłanych do konkursu zdecydowaliśmy, że opublikujemy wszystkie, które redakcja "Gazety Pszczyńskiej" zakwalifikowała do II etapu. Powyżej opublikowaliśmy artykuł, którego autorką jest Beata Olekszyk z Żor.

 

Reklama

Reklama

pako

T G+ F

Zobacz także

gorący temat
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Promocja książki
Promocja książki "Bliskie historie - ludzie z pasją, miejsca z duszą" i spotkanie z Anną Goc
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 20