Protest na Żorskiej
19.08.2011, 11:45 |
Pszczyna
Wyszli na ulicę, bo po ponad 30 latach już inny pomysł nie przychodzi im do głowy. - Ile jeszcze musi osób zginąć albo zostać kalekami, żeby nam zrobili 800 m chodnika? - pytają zdesperowani mieszkańcy.
Odcinek wzdłuż ulicy Żorskiej, od skrzyżowania z ulicą Szymanowskiego do Zespołu Szkół nr 2 w Pszczynie, naznaczony jest ludzkimi tragediami. Kilka osób straciło tu życie, kilkanaście zdrowie.
Mała Kasia Rożek spoczywa na pobliskim cmentarzu, a jej mama po dziś dzień nie może pogodzić się, że nieszczęścia można było uniknąć przez kawałek chodnika. Tak samo Krystyna Sosna, która szła poboczem, z maleńkim dzieckiem w wózku. Wjechał do nich samochód. Matka spędziła 3 miesiące w pszczyńskim szpitalu, dziecko trafiło do Bielska.
- Jak mamy się dostać na miasto, do urzędów, lekarza, jak nie mamy własnego auta? Komunikacji nie ma, zostaje rower lub spacer, poboczem. Do szkoły, kościoła też idziemy z duszą na ramieniu. A jak jest zima, to cały śnieg zwalają na pobocze – protestujący najbardziej drżą o dzieci.
- Sąsiad zginął przy własnej posesji. Jedna dziewczynka jeździ teraz na wózku. Od ponad 30 lat walczymy o ten chodnik. Jeszcze jak byłam radną. Już mnie nawet pytali, czy nie mam nic innego do roboty, tylko ten chodnik. Chcieliśmy go nawet sami zrobić, oddać po kawałku działek – Helena Spyra ze Starej Wsi nie ukrywa wzburzenia, że tak małej inwestycji nie sposób od tylu lat wykonać. Włączyła się w akcję Społecznej Inicjatywy na rzecz Budowy Chodnika Wzdłuż Ulicy Żorskiej w Pszczynie, podobnie jak ok. 50 innych osób.
Co blokuje budowę chodnika, kto ma wykonać inwestycję, co na to ZDW i Urząd Miasta? Czytaj w najnowszym wydaniu Gazety Pszczyńskiej, która w sprzedaży już 23 sierpnia.
agw