Poradził sobie z Telekomunikacją
11.10.2007, 00:29 |
Pszczyna
Co zrobić, by telefony znów działały? Ale nie za pięć dni, jak proponuje operator, lecz w pół godziny, jak sobie życzy klient. Zniechęcać do podpisywania z nim umów, wtedy nieba Ci przychylą...
Pracownicy punktu obsługi Telekomunikacji Polskiej w Pszczynie byli wczoraj bezradni. Mogliby wezwać policję, ale z jakiej racji? Jakub Kania, szef jednej z miejscowych firm, nie używał siły, nie blokował drzwi wejściowych do punktu. Opowiadał tylko ludziom o udręce, która stała się jego udziałem. I ostrzegał, by nie spotkało ich to samo.
Zaczęło się wiosną. W biurze nie działał internet, więc firma Kani nie mogła kontaktować się z centralą w Niemczech. Telekomunikacja tłumaczyła, że dane zginęły im gdzieś w sieci. Dlatego najlepiej złożyć drugi wniosek i internet będzie za dwa tygodnie. - Woleliśmy zerwać umowę. Zapłaciliśmy karę i poszukaliśmy innego operatora. Był maj. Po miesiącu przyszedł rachunek z TP, w tym abonament za internet! Odesłaliśmy go z prośbą o korektę - opowiadał zdenerwowany Kania. Odpowiedzi nie było, rozpatrywanie reklamacji ciągle trwało.
Do wczoraj, gdy rano okazało się, że telefony w firmie Kani nie działają, a sprawa niezapłaconego rachunku jest już u windykatora. Nie pomogły tłumaczenia, w punkcie TP nic się nie dało zrobić, a przełożeni nie mają czasu. Wtedy Kania stanął przed wejściem do punktu. Opowiadał ludziom swą historię. Zniechęcił do podpisania umowy z operatorem pięć osób, a po półtorej godziny wyszła do niego szefowa punktu. - Przeprosiła za wszystko - mówi Kania, który wrócił do biura. Nie minęło pół godziny, telefony już działały. (źródło: Gazeta Wyborcza)
ram