
Nie ma tartaku, nie ma pieniędzy
20.10.2009, 11:12 |
Kobiór
Byli pracownicy tartaku i stolarni w Kobiórze już sześć lat czekają na odzyskanie należnych im pieniędzy.
I jeszcze poczekają, bo dawni właściciele firmy ciągle roszczą sobie prawa do terenu przy ul. Centralnej.
W 2000 r. tartak i stolarnia Zakładów Drzewnych Przemysłu Węglowego zostały kupione przez mającą trzech wspólników spółkę. Nowi właściciele zapewniali pracowników, że nie stracą pracy, a firma będzie się rozwijać. Minęły zaledwie dwa lata i zaczęły się pierwsze problemy z produkcją, przestoje w pracy.
- Jako przewodniczący związku zawodowego uczestniczyłem w procedurze przetargowej w roli obserwatora - mówi Stefan Szoblik, były pracownik tartaku w Kobiórze. - Oferta tych trzech panów wydawała się najlepsza. Obiecywali nam, że uczynią z tartaku dobrze prosperująca firmę rodzinną.
Wiosną 2002 r. załoga dostała wypowiedzenia. Sytuacja spółki była katastrofalna, wydłużała się lista osób i instytucji, wobec których była zadłużona. Do pracowników dołączyły banki, Urząd Gminy w Kobiórze, Lasy Państwowe. Jednocześnie pracę straciło 120 ludzi.
Po bankructwie firmy odbyły się dwa przetargi, ale chętnych na nabycie tartaku nie było. Dopiero w grudniu 2006 r. w drodze licytacji przed Sądem Rejonowym w Tychach tartak kupiła spółka Jacka Wypicha - Centrum Inwestycji Strategicznych. Do depozytu sądowego wpłynęła kwota 1,7 mln zł, za jaką wylicytowano nieruchomość.
Po zakończeniu postępowania egzekucyjnego Jacek Wypich figuruje jako zarządca sądowy tartaku. Wciąż nie może jednak w pełni przejąc kontroli nad tartakiem i czeka na tzw. przysądzenie własności. Wyrok w tej sprawie jeszcze się nie uprawomocnił, bo poprzedni właściciele zaskarżyli rozstrzygnięcie do sądu II instancji i robią wszystko, by przedłużyć postępowanie sądowe. Dopiero po uprawomocnieniu wyroku pracownicy mogą liczyć na odzyskanie przynajmniej części pieniędzy. Pod koniec września z inicjatywy Stefana Szoblika w kobiórskim Domu Kultury odbyło się spotkanie poszkodowanych pracowników. Przyszło 55 osób.
- Wybraliśmy spośród siebie grupę pięciu osób, które będą reprezentować nasze interesy przed sądem - mówi Stefan Szoblik. - Zależy nam, by przyspieszyć egzekucję należnych nam roszczeń. Wystosowaliśmy pismo do prezesa Sądu Rejonowego w Tychach z prośbą o sprecyzowanie terminu zakończenia sprawy.
Więcej czytaj w najnowszym numerze Gazety Pszczyńskiej
jack