Misjonarz w Kamerunie zawsze z walizeczką z narzędziami
Łąka | 06.08.2017, 16:35 |
Pochodzący z Łąki ojciec Ludwik Stryczek od 27 lat jest na misjach w Kamerunie. To praca w specyficznych warunkach, ale praca, która daje efekty. Przez ten czas widzi zmiany, jakie zachodzą w Afryce, ale także w Polsce.
- Skończyłem liceum wieczorowe w Pszczynie. Przyszło powołanie, zacząłem myśleć o misjach. Wstąpiłem do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. W 1986 r. zostałem wyświęcony na kapłana – mówi ojciec Ludwik Stryczek. Pochodzi z Łąki, ale mieszkał też w Wiśle Wielkiej. W 1989 r. wyjechał do Francji, a rok później – do Kamerunu.
Miał wtedy 32 lata. - Dlaczego tam? Ojciec prowincjał spytał mnie, czy pojechałbym do Kamerunu, bo tam są potrzebni ludzie? Zgodziłem się – opowiada. Nie miał obaw przed wyjazdem. - Czytałem sporo o misjonarzach w innych krajach. Pomyślałem, że wszędzie gdzie są ludzie, tam można żyć – podkreśla. Na misjach w Kamerunie jest już 27 lat!
Obecna misja ojca z Łąki odbywa się na terenie powiatu Bibemi (terytorialnie większy od diecezji katowickiej), w diecezji Garoua, na północy kraju. - Tam nie ma ani jednego metra drogi asfaltowej. W porze deszczowej ruch jest bardzo trudny – opowiada. Pytamy ojca Ludwika o poziom życia mieszkańców tej części Kamerunu. - Idealnie byłoby, gdyby każdy z mieszkańców miał max. 500 metrów do studni z wodą. Niektórzy mają po kilka kilometrów! A ileż można przynieść wody na głowie. Woda to podstawa do życia - przyznaje.
Więcej o pracy misjonarza z Łąki w Kamerunie oraz o jego spostrzeżeniach, jak przez lata zmienia się Polska piszemy w aktualnym numerze "Gazety Pszczyńskiej". W sklepach za 1 zł!
pako