Kochajcie się!
Pszczyna | 01.05.2018, 09:30 |
W zeszłym roku czytelnicy „Gazety Pszczyńskiej” mogli przeczytać historię rodziny Kujawskich w reportażu pt. „O Niemce, co Polaka i Polskę pokochała”. Portret rodziny Marii i Kazimierza, lekarzy, którzy w 1945 roku zamieszkali w Pszczynie, wydaje się być niepełny bez historii życia kolejnego pokolenia, ich czterech córek.
Wszystkie panny Kujawskie poszły w ślady rodziców i zostały lekarzami. Po studiach w Pszczynie nie bywały zbyt często - kilka razy w roku odwiedzały grób rodziców, a od 1960 r. rodziców i najmłodszej siostry. Miasto wspominały z sentymentem. W pamięci miały park, zamek, rynek, szkoły - nauczycieli, koleżanki i kolegów z klasy. Chociaż ich koleje losu toczyły się z dala od Pszczyny, to miasto wszystkie cztery, wybrały sobie na wieczność - trzy z nich spoczywają w grobie rodzinnym, obok matki i ojca. Czwarta, Janina Kujawska-Tenner, ostatnia żyjąca, mieszka w Krakowie, ma 90 lat.
Śmierć matki
Pszczyna, niedziela 23 maja 1948 roku. Maria leży w łóżku, jest bardzo chora. Przebyty w obozie koncentracyjnym tyfus i trudne warunki życia podczas wojny pozostawiły trwałe ślady - problemy z układem krążenia. Niewiele dały leczenie szpitalne i liczne kuracje w sanatoriach. „Leżę praktycznie wciąż. Jedzenie dostaję do łóżka. Podobno w Kudowie jest bardzo ładnie, ale ja mało z tego widziałam, bo prawie nie wychodzę” - napisze do córek w styczniu 1948 roku. W domu z Marią są wszystkie córki: Ola, Basia, Janina, Isia. Ola przed kilkoma tygodniami wróciła, na życzenie matki, z Wielkiej Brytanii. Maria przez chwilę czuje się lepiej, woła córki, siadają wokół jej łóżka, rozmawiają. Widzą, że matka oddycha z trudem, że mówienie sprawia jej ból, ale nie są smutne, nie spodziewają się najgorszego, wierzą, że wkrótce wyzdrowieje. Ona też się nie skarży, przeciwnie, utwierdza je w przekonaniu, że będzie lepiej. Na pożegnanie mówi do córek: „Kochajcie się”.
Tego samego dnia w nocy umiera, ma 55 lat. Spoczęła na cmentarzu Wszystkich Świętych w Pszczynie u boku swojego męża Kazimierza. Od śmierci matki dziewczyny muszą radzić sobie same. „Domu już nie było”- napisze wiele lat później Janina.
Przed wojną
Maria i Kazimierz biorą ślub w sierpniu 1921 roku, już w wolnej, niepodległej Polsce, mieszkają najpierw w Brzezinach, potem w Katowicach. Rodzą im się córki: Aleksandra w 1922, Barbara w 1924, Janina w 1928, Maria w 1932 roku. Przed wojną, czterech panien Kujawskich nie trapią żadne poważne problemy, a nawet jeśli, to są to zmartwienia typowe dla dziewcząt w ich wieku. Otoczone miłością i troską najbliższych, uczą się w najlepszych szkołach, czas wolny spędzają na spacerach, chodzą do kina, teatru. Dom nie jest typowy, różni się od innych mieszczańskich rodzin, „z powodu zaangażowania się mojej matki w akcję naprawiania świata” - napisze po latach Janina. Dziewczynki więcej czasu spędzają z ojcem niż z matką, ale najwięcej z ukochana nianią.
Wojna
Ich udane życie wkrótce jednak się kończy. 1 września 1939 roku Hitler napada na Polskę. Marii i Kazimierzowi grozi aresztowanie. Muszą uciekać i jak wielu Polaków ewakuują się na wschód. Maria przedostaje się do Rumunii, mąż nie zdążył, całą wojnę spędza ukrywając się i pracując jako lekarz. Dziewczynki pozostają w okupowanej Polsce pod opieką znajomych rodziców.
W styczniu 1940 roku dołączają do matki. Podróż z przerwą w Austrii i przesiadką w Trieście trwa trzy tygodnie. Jak Maria sprowadziła je do siebie nie wiadomo - drogi legalnej nie było, wiadomo natomiast, że po kilku miesiącach starań, same, pod troskliwą opieką najstarszej Oli, docierają do Rumunii.
Zima 1940 roku. Dworzec w Bukareszcie. Na każdy pociąg przyjeżdżający z Triestu czeka kobieta ubrana w czarny płaszcz. Gdy z wagonów wysiadają pasażerowie słyszą głośne wołanie: „Ola, Basia, Jania, Isia”. Kobieta pojawia się na dworcu przez dłuższy czas, aż do dnia, kiedy z pociągu wysiadają dziewczynki. Radość ze spotkania możemy sobie tylko wyobrazić. Jadą do Ploeszti, tam mieszka Maria. Krótko po przyjeździe rozpoczynają naukę w polskiej szkole. W marcu 1940 roku Ola zdaje maturę i rozpoczyna studia medyczne w Zagrzebiu, potem dzięki stypendium watykańskiemu będzie studiowała w Rzymie, tam zastanie ją koniec wojny.
Wkrótce przenoszą się do Jugosławii, na wybrzeże adriatyckie, gdzie Maria podejmuje się prowadzenia domu dla matek i dzieci z Polski. Łagodny klimat, piękne plaże, bujna roślinność - lepszego miejsca na, jak wydawało się wtedy, krótki pobyt na obczyźnie, nie można było sobie wymarzyć. Mają zapewniony dach nad głową i wyżywienie - nie przelewa się, ale nie narzekają. Janina i inne dzieci świetnie się bawią. Wśród młodzieży rodzą się pierwsze sympatie i miłosne zauroczenia. Barbarze podoba się Andrzej Preisler, syn bankowca z Łucka, z wzajemnością. Młodzi zakochują się w sobie, ich miłość przetrwa długie lata.
Sielanka nadmorska wkrótce jednak się kończy. W styczniu 1944 roku Jugosławię zajmują Niemcy, aresztują całą grupę z Polski. Najmłodszych, a wśród nich Isię wywożą do Krakowa, tutaj odbierze ją ojciec i odwiezie do rodziny do Śremu, gdzie doczeka końca wojny. Nie będzie miała dobrych wspomnień z tego pobytu.
Pozostali trafiają do obozów koncentracyjnych - mężczyźni do Dachau, wśród nich Andrzej, a kobiety do Ravensbrück. W grupie kobiet jest Maria z córkami. Współwięźniarki natychmiast proponują jej pracę w szpitalu obozowym. Godzi się bez wahania, ale chce zatrzymać przy sobie córki. Wymyślono, że będą pracowały jako pielęgniarki. Starsza miała jako takie pojęcie o tej pracy i sprawdziła się w niej. „Godna córka swojej matki. Lat 19 - była pielęgniarką blokową, obsługiwała 50 chorych, z jakim samarytańskim oddaniem!”- tak po wojnie wspomina Basię obozowa przyjaciółka. Natomiast 16-letnia Janina nie sprostała zadaniu i znaleziono jej inne zajęcie. Pielęgnowała w obozie rośliny.
Powrót do domu
Tuż przed wyzwoleniem, w kwietniu 1945 roku, Niemcy ewakuują obóz. Kolumna wynędzniałych postaci w pasiakach posuwa się na zachód. Od czasu do czasu marsz przerywają naloty samolotów alianckich. Podczas jednego z takich ataków kilka więźniarek, w tym Maria z córkami, ucieka do pobliskiego lasu. Po kilku dniach, gdy milkną huki dział, wychodzą. Na skraju polany stoi wojsko radzieckie. „Był to najszczęśliwszy dzień mojego życia. Siedziałam na trawie i z uwielbieniem patrzyłam na oficera. Był wysoki, młody, szczupły, był piękny. Byłam gotowa całować ziemię, po której chodził”- wspomina Janina wyzwolicieli. Wojskowi zajęli się nimi troskliwie, nakarmili i napoili, wskazali bezpieczną drogę. Po dziesięciu dniach w drzwiach domu wujka w Śremie, stanęły trzy wychudzone, brudne, ubrane w łachmany postaci. Tam spotkały Isię, nianię, były też wiadomości od ojca i od Oli. Wszyscy przeżyli wojnę.
Pszczyna
W drugiej połowie maja przyjechały do Pszczyny, gdzie Kazimierz pracował już jako lekarz powiatowy. „Teraz mogę umrzeć”- powiedział, gdy zobaczył rodzinę, po pięciu latach rozłąki. Mieszkał w willi przy ul. Kościuszki. Janinie przez całą wojnę brakowało książek, które uwielbiała czytać. Ojciec zadbał o jej pasję, poznał ją ze znajomym, pszczyńskim bibliofilem, który jakimś cudem ocalił bogaty księgozbiór.
Natychmiast po przyjeździe dziewczyny rozpoczynają naukę: Isia w szkole powszechnej, Janina i Basia w gimnazjum im. Chrobrego. Uczy je wieloletni pszczyński nauczyciel i dyrektor Edward Szwed. Maria pracuje w przychodni, a popołudniami na dworcu w Dziedzicach udziela pomocy medycznej Polakom powracającym do kraju.
Kazimierz jest słaby. Podczas wojny zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane, chorobę, która utrudnia normalne funkcjonowanie i sprawia ból. Umiera 26 listopada 1945 roku.
Po śmierci matki córki pozostają bez domu i bez środków do życia. Starsze studiują. Utrzymują się, przede wszystkim, ze stypendium ufundowanego przez pszczyńskich lekarzy. Isia uczy się w gimnazjum w Pszczynie, mieszka w internacie.
Dorosłe: Aleksandra Kujawska, Barbara Grudzińska, Janina Kujawska-Tenner, Maria Kujawska
Ola po studiach korzysta z możliwości otrzymania mieszkania w Zabrzu. „To już była jakaś namiastka domu”- mówi Janina. Podejmuje pracę w nowopowstałej w tym mieście Śląskiej Akademii Medycznej. Całe życie poświęca medycynie, zdobędzie tytuł profesora. Nie wychodzi za mąż, nie ma dzieci. Umiera 7 kwietnia 2007 roku, w wieku 85 lat.
Basia i Andrzej biorą ślub jesienią 1948 roku. Uroczystość odbywa się w kościele w Pszczynie, jest bardzo skromna. Krótko przed ślubem Andrzej zmienia nazwisko z Preisler na Grudziński. Oboje kończą studia w Krakowie (Andrzej AGH) i w 1952 roku przenoszą się do Zabrza. Barbara zatrudnia się w Klinice Neurologii Śląskiej Akademii Medycznej, broni pracę doktorską, uzyskuje habilitację. Jest zawsze blisko chorych - życzliwa i wyrozumiała, „lekarz z powołania”- mówią o niej pacjenci. Mają dwóch synów. Barbara umiera w 2006 roku, na jej pogrzeb przychodzą tłumy. Andrzej przeżył ją o 10 lat.
Janina całe swoje życie zawodowe wiąże z Instytutem Onkologii w Krakowie, uzyskuje tytuł doktora habilitowanego potem docenta. W 1983 roku wychodzi za mąż za swojego kolegę ze studiów Juliusza Tennera, przeprowadza się do Stanów Zjednoczonych, nie pracuje. Szczęście małżeńskie nie trwa długo. Julian umiera w 1986 roku, a ona wraca do kraju. Nie ma złych wspomnień ze Stanów Zjednoczonych, ale nie ma też i dobrych. W latach 90. angażuje się w tworzenie pierwszego w Polsce hospicjum w Nowej Hucie.
Najmłodsza Maria, od studiów mieszka z siostrą Olą. Po uzyskaniu dyplomu zaczyna pracę w przychodni przy kopalni. Umiera w 1960 roku, ma 28 lat. Przyczyną śmierci jest wyjątkowo złośliwa odmiana ziarnicy.
Siostry
Siostry często spędzają czas razem, do śmierci Isi we cztery, potem we trzy. Ola i Janina, same bezdzietne, opiekują się synami Basi, towarzyszą Grudzińskim podczas wakacji, weekendów. Tworzą zamknięty krąg, nigdy się nie kłócą, dyskutują - głównie o medycynie. „Ich relacje były wyjątkowe - uważa syn Barbary - nie mogły bez siebie żyć”. Kochały się.
Alina Bednarz
jack