Od lewej: p. Cecylia, ojciec Jan, brat Jan, mama Maria, bracia Stanisław, Bolesław (ksiądz), Augustyn i Sylwester przed rodzinnym domem w roku 1963 podczas prymicji Bolesława (fot. archiwum)

Jacy naziści? To po prostu byli Niemcy!

Powiat30.07.2017, 23:08

Ta praca Zdzisława Grygiera otrzymała wyróżnienie w IV Konkursie Dziennikarskim im. Agnieszki Wojtali.

Trwa kolejna odsłona walki o prawdę historyczną przypominającą, że obozy koncentracyjne były nie polskie, a niemieckie. Mordercy w mundurach to nie naziści, a po prostu to byli NIEMCY. Wciąż trzeba przypominać jak było naprawdę. Dzięki takim osobom jak pani Cecylia Michalik, ostatnim świadkom bestialstwa Niemców podczas II wojny światowej, musimy przeciwstawiać się fałszowaniu historii.

Pani Cecylia urodziła się 11 września 1931 r. w Woli, jako czwarte dziecko Jana i Marii Rozmusów. Miała trzech starszych braci: Stanisława, Jana, Sylwestra i dwóch młodszych: Augustyna i Bolesława. Mieszkali u dziadków ze strony ojca. Dom zbudowany w 1900 r. stoi do dziś przy ulicy Pszczyńskiej w Woli. Spośród poniższych wojennych wspomnień pani Cecylii, warto przy czytaniu uświadomić sobie, kto był sprawcą...

Rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. W 1938 r. rozpoczęłam naukę w szkole. Bardzo lubiłam chodzić do szkoły... i tak było do 1.09.1939 r., kiedy wybuchła II wojna światowa. Wtedy skończyło się nam beztroskie życie. 1 września 1939 tata wszedł do domu i powiedział że zaczęła się wojna i do szkoły nie pójdziemy. Tata jako powstaniec śląski postanowił jak wielu mu podobnych uciekać na wschód. W ciągu kilku godzin byliśmy spakowani. Mama upiekła 6 dużych chlebów, wzięliśmy masło, sery, jajka, worek mąki i obrok dla konia. Za wozem była uwiązana nasza krowa. Ja i moi bracia cieszyliśmy się na tą „wyprawę”. Przed opuszczeniem domu mama dała nam do ucałowania krzyż stojący na komodzie, po czym wyjechaliśmy. Dojechawszy furmanką do centrum Woli okazało się, że utkwiliśmy w ogromnym korku takich jak my uciekinierów. Nasze wojsko wycofywało się pod naporem Niemców, droga była zablokowana. Po dwóch godzinach postoju tata decyduje, wracamy do domu! Nasza babcia jednak pojechała na poniewierkę z moją ciocią. Wróciła przed zimą chora, wynędzniała, przywożąc ze sobą 5-letniego chłopca, zagubionego w trakcie ucieczki przez jego rodziców. Miał wyszyte na ubranku imię i nazwisko, a był z Jawiszowic. Wkrótce szczęśliwie udało się odnaleźć jego rodziców, którzy odbierając syna bardzo gorąco babci dziękowali za jego ocalenie.

Babcia p. Cecylii - Weronika Gwóźdź, która zaopiekowała się znalezionym dzieckiem, Antonim Majdą

Nie uczęszczaliśmy do szkoły przez prawie cała wojnę, bo Niemcy nam jej nie zorganizowali, gdyż uważali że we wsi jest za dużo Polaków. Pod koniec wojny zorganizowano w Woli szkołę. Cóż z tego. Była jedna nauczycielka na około 200 uczniów. W dodatku nauczycielka nie znała języka polskiego. Grała na akordeonie i uczyła nas głównie śpiewu...

Pani Cecylia wciąż ma przed oczyma kilka wojennych tragicznych zdarzeń, które na całe życie pozostały w jej pamięci. Jak podkreśla, sprawcy to NIEMCY, a nie mityczni naziści. To NIEMCY byli tymi zbrodniarzami. Czasami bardzo konkretnymi osobami z imienia i nazwiska... Warto sobie to po raz kolejny uświadomić.

U babci pani Cecylii – Weroniki Gwóźdź mieszkał znajda - Antoni Majda, prawdopodobnie pochodzący ze Świerczyńca (wiele lat po wojnie ustalono, że jego akt urodzenia z 1914 roku znajduje się w gminie Bojszowy). Jak wspomina p. Cecylia: Babcia znalazła chłopca prawdopodobnie w 1919 roku. Chłopiec błąkał się po łąkach nad Wisłą, a miał około 5 lat. Twierdził że jest sierotą, miał na szyi zawieszoną kartkę jak się nazywa. Babcia Weronika wzięła Antosia i wychowywała go jak swego syna. Tragedia miała miejsce podczas wojny – Antek Majda pomagał w gospodarstwie, nie miał zdolności do nauki. Podczas wojny Niemcy przymusowo od 16. roku życia rejestrowali młodych do prac u niemieckich gospodarzy na tzw. „landówie”. Teoretycznie na roboty wyjeżdżało się na okres dwóch lat. Z naszym Antkiem było inaczej… Pod koniec pobytu na robotach w Niemczech w 1942 roku Antek został zmuszony przez bauera, by pozostać na kolejne lata w jego gospodarstwie. Nie chciał się na to zgodzić. Wtedy Niemiec zadzwonił po żandarmów, którzy przywiązali go do konia i zawlekli do pobliskiego lasu, gdzie go powiesili… Niemiecki gospodarz też długo nie pożył. Po miesiącu został wcielony do Wehrmachtu i wkrótce zginął.

Strach to odczucie, które towarzyszyło wielu mieszkańcom terenów wcielonych do Rzeszy. Jak opowiada p. Cecylia: Wojna była dla Polaków trudnym okresem. Niemcy stosowali twarde zasady. Za ich najmniejsze przekroczenie, na przykład opuszczenie jednego dnia pracy, zamykali w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu, z którego prawie nigdy się nie wracało. Nasz ojciec bał się, że będzie aresztowany, ponieważ był powstańcem śląskim. Gdy ktoś pukał do naszych drzwi, myślał że to hitlerowcy idą po niego. Jakoś jednak przetrwał ten trudny czas. Tymczasem na tych byłych powstańców śląskich, co donieśli szpicle, już na początku wojny wydano wyrok, bez sądu. Tak stało się z naszymi sąsiadami rozstrzelanymi w parku pszczyńskim, nieopodal „Trzech Dębów” – jak z p. Majcherczykiem, jak z Teofilem Laryszem (osierocił dwie córki, Tereskę - lat 5 i Stefkę - lat 3), który prowadził we wsi mały sklep spożywczy. Z kolei Ludwik Rozmus w październiku 1939 r. został zabrany wprost z pola, na którym kopał ziemniaki i osadzony w obozie koncentracyjnym Mauthausen, gdzie zginął w 1941 roku (osierocił pięcioro dzieci – Gertrudę - 9 lat, Stasia - 8 lat, Marysię - 6 lat, Małgosię - 4 lata i Wandę - 2 lata). I sprawcami byli NIEMCY…

Na początku wojny, tuż po zajęciu 3 września 1939 roku Woli, do wsi przybyli urzędnicy i żandarmi wraz z rodzinami. Zajęli budynki, które im się spodobały, a rodziny, które tam dotąd mieszkały musiały iść na poniewierkę. Szef żandarmów nazywał się Hans Gold i zamieszkał z rodziną w nowym domu Władysława Janosza, który z ośmioosobową rodziną musiał zamieszkać u siostry w jednym pokoju. Żandarmi pilnowali porządku we wsi. Jeździli konno. Mieli prawo o każdej porze dnia i nocy wejść do każdego domu, by przeprowadzić rewizję.

Pani Cecylia zapamiętała nazwiska żandarmów bardzo dobrze – Hans Gold i Erwin Gadke... W 1942 r. Niemcy zbudowali w Brzezince krematoria, gdzie codziennie spalali zagazowywanych ludzi. Widzieliśmy wielkie łuny ognia, słyszeliśmy szczekanie psów, muzykę, gdy prowadzono ludzi do komór gazowych. Mieszkaliśmy zaledwie 7 km od obozu. Więźniów widywaliśmy pracujących przy umacnianiu wałów nad Wisłą. Muzyka i psy zagłuszały jęki i krzyki ludzi. Nieraz wracając ze szkoły czuć było w powietrzu słodkawy swąd spalonych ludzi… Zabitych i spalonych przez Niemców…

12 stycznia 1945 roku ruszyła ofensywa wojsk radzieckich zza Wisły. Niemcy czuli że będą się musieć wycofać. W obozie Auschwitz 17 stycznia zarządzono ewakuację i około 56 000 więźniów ruszyło w „marszu śmierci” idąc do Wodzisławia, skąd przewieziono ich do obozów w Niemczech i Austrii. Warto oddać głos pani Cecylii, bo to, co zobaczyła daje nam obraz morderstwa z premedytacją…

Więźniowie z Auschwitz w lichych pasiakach, opatuleni w koce, szmaty, szli obok naszego domu przez kilka dni. Dudniły drewniane chodaki. Który więzień padł, był dobijany. Mój brat Sylwester podczas marszu śmierci miał wyznaczone odwieźć mleko ze wsi do Pszczyny. Kiedy wrócił, blady i chory, opowiadał o ciałach więźniów, leżących wzdłuż drogi w kałużach krwi. Naliczył od Pszczyny do Miedźnej aż 86 ciał więźniów. Po przejściu obok naszego domu wielu grup więźniów z Auschwitz, nie było już w obozie pilnujących esesmanów. Pozostali słabi i chorzy więźniowie. Front był coraz bliżej. Rodziny żandarmów i urzędników niemieckich z Woli już wyjechały. Żandarmi też 25 stycznia 1945 r. odjechali do Miedźnej, ale kazano im wrócić i pełnić służbę do czasu nadejścia frontu. W tym czasie w budynku, gdzie urzędowali w czasie wojny (tzw. kasarni), zjawiło się pięciu więźniów z obozu Auschwitz, którzy przeszli po zamarzniętej Wiśle w poszukiwaniu jedzenia i lokum. Ulokowali się w tym mieszkaniu, rozpalili w piecu, gotując wodę na herbatę. W tym czasie, zmuszeni przez władze wrócili do Woli „nasi” żandarmi Hans Gold i Erwin Gadke... Aresztowali więźniów i postanowili rzekomo odprowadzić ich na posterunek gminny do Miedźnej. Jednego prawie ciągnęli po ziemi, nie miał siły iść. Przyprowadzili ich na nasze podwórko. Żandarm Hans Gold przyszedł do naszego domu i poprosił o sanki, bo wiozą słabego więźnia do Miedźnej (ok. 7 km). Zabrali sanki, silniejsi więźniowie je ciągnęli. Po około pół godzinie żandarmi przyszli z powrotem i oddali nam sanki… Tata zaraz powiedział – te bandziory ich do Miedźnej nie zaprowadzili, ino do lasu. Rzeczywiście, na drugi dzień przyszło polecenie z gminy – zakopać ciała leżące w lesie. Około 1 km od naszego domu, w lesie leżały ciała zastrzelonych więźniów. I to zrobili NIEMCY, wiadomi z imienia i nazwiska - żandarmi Hans Gold i Erwin Gadke. 28 stycznia 1945 roku byliśmy wyzwoleni. Żandarmi zdążyli uciec. Sanki tata porąbał wkrótce siekierą…

W 1941 roku przyznawano grupy narodowościowe niemieckie mieszkańcom terenów przyłączonych do III Rzeszy. Mężczyzn którym przyznano od I do III grupy wcielano do Wehrmachtu. Tylko ojciec p. Cecylii, jako powstaniec śląski, miał IV grupę. W trakcie wojny dwaj bracia pani Cecylii, Stanisław i Jan, zostali wcieleni do Wehrmachtu, a trzeci - Sylwester do prac przyfrontowych. Wszyscy zdołali przeżyć wojnę, ale z małej wsi Woli nie wróciło z frontu 42 młodych mężczyzn. Wiele moich koleżanek i kolegów szkolnych było półsierotami. I to wszystko dzięki NIEMCOM, a nie nazistom... - wspomina p. Cecylia.

Szczupłość miejsca na artykuł, pozwala tylko na kilka wspomnień dotyczących niemieckiego barbarzyństwa podczas wojny. Pani Cecylia od 1951 roku mieszkająca w Ćwiklicach, ucząca przez wiele lat dzieci w szkołach w Rudołtowicach i Ćwiklicach, wielokroć powtarza, żeby nie pozwalać na relatywizm i przypisywanie zbrodni wojennych mitycznemu narodowi „nazistów”. To po prostu byli NIEMCY, a nazizm był ideologią, którą realizowali w sposób brutalny z pełną premedytacja wobec ofiar.

Zdzisław Grygier

 

O AUTORZE

Zdzisław Grygier z Ćwiklic to prawdziwy weteran Konkursu Dziennikarskiego im. Agnieszki Wojtali. Wygrał II edycję, a w I edycji konkursu zajął III miejsce. Tym razem otrzymał wyróżnienie. Z. Grygier na co dzień pracuje w Urzędzie Miejskim w Pszczynie, jest wielkim miłośnikiem lokalnej historii, a także radnym Rady Powiatu Pszczyńskiego.

Kapituła Finałowa przyznała to wyróżnienie „za ważny głos w sporze o politykę historyczną, za relację świadków okrucieństw okupantów”.

pako

T G+ F

Zobacz także

gorący temat
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Anna Goc: dziennikarz powinien słuchać
Promocja książki
Promocja książki "Bliskie historie - ludzie z pasją, miejsca z duszą" i spotkanie z Anną Goc
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
Świąteczny Weekend Zakupów w Pszczynie
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
35 lat Muzeum Prasy Śląskiej
Uhonorowani przez Sybiraków
Uhonorowani przez Sybiraków
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Pszczyna: Budżet na 2021 rok przyjęty
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Apel w sprawie trudnej sytuacji Uzdrowiska
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Konkurs "Pierwsze zdjęcie na Instagramie"
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
Budżet powiatu na trudne czasy uchwalony
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
12 wzruszających historii pszczyńskich Sybiraków spisanych w książce
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
W czwartek i piątek utrudnienia na ul. Bielskiej w Pszczynie
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Pszczyna pozyskała 4 mln zł na fotowoltaikę
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Burmistrz spotkał się z ministrem klimatu
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Budżet przyjęty. Ponad 10 mln zł na goczałkowickie inwestycje
Nowa sygnalizacja świetlna w Pawłowicach
Nowa sygnalizacja świetlna w Pawłowicach
3 mln zł dotacji na termomodernizację Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pszczynie
3 mln zł dotacji na termomodernizację Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pszczynie
Powstał chodnik do Szkoły Podstawowej nr 13 w Wiśle Małej
Powstał chodnik do Szkoły Podstawowej nr 13 w Wiśle Małej
Zupa Wigilijna trafi do pszczyńskich jadłodzielni
Zupa Wigilijna trafi do pszczyńskich jadłodzielni
Otwarcie lodowiska w najbliższy piątek!
Otwarcie lodowiska w najbliższy piątek!

Komentarze:

treść:
autor:

SQL: 18